czwartek, 14 lutego 2013

Ruda i wojna gigantów

Ruda pomaga mi dziś w pracy - wspólnie przygotowujemy materiały na zajęcia.

Właśnie ona stanowi dla mnie żywy dowód na prawdziwość twierdzenia, że piękno tkwi w oku patrzącego. Nie odbiega "bratzowatością" od swoich sióstr, ma wielkie botoksowe usta i nosek jak guziczek, a jej ruda czupryna z trudem daje się okiełznać. No i te niebotyczne obcasy, jak u dziewczynki, która po kryjomu przymierza szpilki mamy... 
Ale spójrzcie w jej niewinne błękitne ślepka:



Słodkie z niej stworzonko. Biedulka, nie zdaje sobie sprawy, jaką awanturę niegdyś wywołała... I nie wie, że nazwałam ją Helenką, bo stała się przyczyną batalii porównywalnej z wojną trojańską;)

Przypomnijmy, jak to było.
 
W 1945 r. Harold "Matt" Matson i Elliot Handler zakładają w Stanach Zjednoczonych firmę Mattel Inc
W 1979 r. w tym samym kraju powstaje MGA Entertainment (Micro-Games America Entertainment), należąca do emigranta z Iraku, Isaaca Lariana. Czy może zagrozić potentatowi na rynku zabawek, który od dwudziestu lat produkuje najpopularniejszą lalkę świata, Barbarę Millicent Roberts, zwaną Barbie?

A jednak. Latem 2001 r. w sklepach pojawiają się rywalki Barbie: Yasmin, Cloe, Sasha i Jade - wielkogłowe i wielkostope, z wyrazistym makijażem, w ekstrawaganckich strojach. Bratz okazują się długo oczekiwanym powiewem świeżości na rynku fashion doll.

Statystyki są nieubłagane - popularność Barbie spada, spadają również o 73 procent zyski Mattela.  W 2004 r. Tim Kilpin, jeden z top-menagerów firmy, wzywa do walki z MGA i ostrzega; "samozadowolenie nas zabije". Na poparcie tych słów przygotowuje prezentację pod znaczącym tytułem "Nasz dom płonie". Zapada postanowienie: Barbie musi się stać "agresywna, rewolucyjna i bezlitosna". W tym trudnym momencie dyrektor koncernu, Robert A. Eckert, sięga pamięcią do anonimu, otrzymanego dwa lata wcześniej. Nieznany autor listu przekonywał, że do stworzenia Bratz wykorzystano projekt Cartera Bryanta, powstały w 1999 r., a więc w czasie, gdy ten pracował dla Mattela.

Po przeprowadzeniu własnego śledztwa Mattel postanawia przenieść walkę na salę sądową. Jeszcze w 2004 r. do sądu wpływa pozew przeciw Bryantowi (projektant tłumaczy się, że pomysł na Bratz przyszedł mu do głowy w przerwie  między dwoma okresami zatrudnienia w Mattel Inc.), zaś  w grudniu 2006 r. koncern pozywa MGA.

Pierwsza sądowa bitwa kończy się zwycięstwem powoda: jesienią 2008 r. Mattel wygrywa proces wytoczony Bryantowi, otrzymuje 10 mln dolarów odszkodowania za naruszenie praw autorskich i 90 mln  - za naruszenie warunków kontraktu przez projektanta. W tej beczce miodu jest łyżka dziegciu: firma domagała się aż 2 miliardów. Niemniej klęska MGA wydaje się druzgocąca: sąd zabrania firmie dalszej produkcji lalek, ich sprzedaży oraz używania marki Bratz. 3 grudnia 2008 r. (zwróćmy uwagę na datę) sędzia Stephen G. Larson nakazuje wstrzymanie detalicznej sprzedaży Bratz (z wyjątkiem kilku modeli), wycofanie lalek ze sklepów, zniszczenie materiałów reklamowych oraz form służących do wykonywania odlewów. Analitycy wieszczą bankructwo MGA, a akcje Mattela na giełdzie błyskawicznie zwyżkują.

Wygrana bitwa nie oznacza wygranej wojny. Nakaz ma wejść w życie dopiero 11 lutego 2009 r. i MGA skrupulatnie to wykorzystuje - pamiętajmy, że właśnie rozpoczął się okres przedświątecznych zakupów. Jednocześnie zapowiada złożenie apelacji od wyroku, twierdząc, że prawa autorskie mogła naruszać tylko pierwsza seria Bratz, już wycofana z produkcji.
W grudniu 2010 r. sąd apelacyjny podaje w wątpliwość poprzednie orzeczenie i uznaje, że sędzia Larson posunął się za daleko, przyznając Mattelowi prawo własności marki Bratz. Jednocześnie nakazuje obu stronom, aby spróbowały dojść do porozumienia na drodze pozasądowej. 
Lalki pozostają więc nadal w sprzedaży, a MGA tryumfalnie zapowiada pojawienie się nowej edycji w sierpniu 2010 r. - na 10-lecie urodzin Bratz

I właśnie w owym jubileuszowym roku kapryśna Fortuna uśmiecha się do MGA. 22 lipca 2010 r. sąd apelacyjny orzeka, że to MGA, a nie Mattel jest właścicielem marki Bratz. W postanowieniu końcowym czytamy: "Ameryka rozwija się w warunkach wolnej konkurencji; Barbie, znana wszystkim amerykańskim dziewczynkom, nie będzie tu wyjątkiem" oraz  "Mattel nie może sobie rościć prawa do wszystkich fashion doll nowocześnie ubranych, wyglądających wyzywająco i  samowolnie. To nie są pomysły, które można chronić prawem autorskim".
A Larian ze wzruszeniem dziękuje sędziom "za potwierdzenie tego, że amerykański sen wciąż trwa".

Konkurenci wracają przed oblicze Temidy w 2011 r. Kilka potyczek kończy się wyrokiem skazującym Mattel na wypłatę odszkodowania w wysokości blisko 310 mln dolarów oraz pokrycie kosztów sądowych.

Isaak Larian zapowiada, że to jeszcze nie koniec wojny;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz