poniedziałek, 29 lipca 2013

Candy u Broccoli

Jedyny post, jaki jestem w stanie dziś napisać - mam wrażenie, że palce lepią się do klawiatury:(
Zainteresowanym od razu podpowiem, żeby szukali bloga pod adresem: By Broccoli: Candy
(na bannerku wkradł się błąd).


sobota, 27 lipca 2013

Royal Baby doll

No i stało się! Maleńki George Alexander Louis doczekał się lalkowych wcieleń!
W Ashton-Drake Galleries można już zamówić porcelanową, ręcznie malowaną podobiznę książątka, zaprojektowaną przez Fiorenzę Biancheri. 51-centymetrowa lalka, nazwana Prince Of Cambridge Baby Doll, nosi długą satynową sukienkę, w jaką od czasów królowej Wiktorii ubierano do chrztu królewskie dzieci. Uszyto ją z szyfonu i satyny, a ozdobiono koronką i wstążkami. Maluch ma również śliczne maleńkie buciki, a w wyprawce otrzymuje poduszkę z imieniem i datą urodzenia. Seria jest limitowana, cena lalki wynosi 149.99 USD.

Prince Of Cambridge Baby Doll - zdjęcia pochodzą z www.ashtondrake.com




Tej samej wielkości jest Royal Baby Prince - winylowa lalka, oferowana przez Paradise Galleries. Niebieskookiego chłopca ubrano w strój łączący błękit i biel. Na główce ma czapeczkę bejsbolową, a na nóżkach skarpetki. Seria jest nielimitowana, ale do każdego egzemplarza dołączono certyfikat autentyczności z numerem kolejnym. Lalkę wyceniono na 99 USD.

 Royal Baby Prince - zdjęcie z  www.paradisegalleries.com


Powody do radości mają nie tylko kolekcjonerzy. Znana firma Early Learning Centre wzbogaciła popularną serię zabawek rozwijających HappyLand o zestaw pod nazwą HappyLand Royal Baby Set, złożony z nowo narodzonego księcia i jego rodziców.
Trudno tu mówić o uderzającym podobieństwie do oryginałów, ale wątpliwości rozwiewa złota korona na wózeczku:) Zestaw kosztuje 8 funtów.


ELC nie po raz pierwszy upamiętnia wydarzenie z życia królewskiej rodziny. Z okazji brylantowego jubileuszu królowej Elżbiety II ukazał się The Queen's Jubilee Set, a po ślubie księcia Williama z Kate Middleton - HappyLand Royal Wedding Set. Natomiast w HappyLand Great Britain Set, obok budki telefonicznej, autobusu, skrzynki pocztowej i dwóch strażników, znajdziemy samą królową.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z www.amazon.co.uk


The Queen's Jubilee Set

 
 HappyLand Royal Wedding Set


 
 HappyLand Great Britain Set

piątek, 26 lipca 2013

Mówisz - masz!

Na życzenie wyrażone przez Grażynę wrzucam klasyfikację Barbie. Ewentualne pretensje prosimy zgłaszać pod adresem rosyjskich kolekcjonerów, od których ja, nieszczęsna barbiowa ignorantka, czerpałam wiedzę na ten temat.

Początkowo Barbie były tylko dziecięcymi zabawkami. W latach 80-tych, gdy pierwsi posiadacze tych lalek już dorośli, wzięto na cel kolekcjonerów. Na rynku pojawiły się przeznaczone dla nich serie "Dolls of the world" i "Happy Holidays". Lalki dla dorosłych znacząco różniły się outfitami od lalek-zabawek, ponieważ mogły posiadać niebezpieczne dla milusińskich drobne detale i ozdoby.
Od 1989 r. edycje zaczęto dzielić na play-line (przeznaczone do zabawy) i collectables (kolekcjonerskie).

Przez kilkanaście lat wśród lalek kolekcjonerskich wyróżniano:
Limited Edition – nakład liczący nie więcej niż 35 000 egzemplarzy, lalki niedostępne w wolnej sprzedaży, posiadają ekspozycyjne pudełka i certyfikaty autentyczności,
Special Edition - nakład do 35 000 egzemplarzy, lalki są edycjami specjalnymi w którejś serii, mają certyfikaty autentyczności,
Collector Edition - nakład do 35 000 egzemplarzy, lalki przeznaczone dla kolekcjonerów, dostępne w sklepach.

W 2001 r. przyjęto klasyfikację lalek kolekcjonerskich wykorzystującą kolory etykiet (ang. label), która ostatecznie ukształtowała się w 2004 r.:
Platinum Label – nakład do 1 000 egzemplarzy, lalki kolejno numerowane, zwykle wykonane w związku z jakimś ważnym wydarzeniem albo przeznaczone do wyłącznej sprzedaży w wybranych sklepach,
Gold Label – lalki od dizajnerów, Silkstone Barbie oraz inne lalki, wytwarzane w nakładzie do 25 000 egzemplarzy, dostępne u wybranych sprzedawców,
Silver Label – nakład do 50 000 egzemplarzy,
Pink Label – nieograniczony nakład, stosunkowo niska cena, lalki dostępne we wszystkich sklepach, sprzedawane w charakterystycznych różowych pudełkach,
Black Label – nieograniczony nakład, lalki dostępne w wolnej sprzedaży, łączy je tematyka pop kultury (przedstawiają jej ikony).

poniedziałek, 15 lipca 2013

Jak zostać heretykiem, czyli spotkanie w Krakowie

Przestrzegam was - najpewniejszy sposób na wykluczenie ze szlachetnego bractwa kolekcjonerów to uczestnictwo w obrzędach sekciarskiego odłamu owego bractwa, odbywających się regularnie w stolicy Małopolski!
Z narażeniem życia i zdrowia psychicznego udało mi się wkraść w łaski odszczepieńców i po raz wtóry wziąć udział w ich spotkaniu - rzecz jasna, tylko i wyłącznie po to, by dać świadectwo prawdzie.
Do tej pory mam przed oczyma nieszczęsne lalki, traktowane bez należnej im atencji - pozbawione pudełek, bez stojaków, przemieszane w iście komuszym nieładzie nie uwzględniającym różnicy płci, wieku ani pozycji w hierarchii społecznej.

Nadużycie halucynogennej mikstury (cafaeum expresse sapidum) doprowadziło do przekroczenia granic przyzwoitości, przy czym odbywało się to na oczach (ba, nawet z udziałem) niewinnych dziatek!





Kulminacyjnym punktem spotkania było profanowanie świętości, jaką dla każdego kolekcjonera lalek była, jest i zawsze winna być BJD. Język odmawia mi posłuszeństwa, więc pozwólcie, że zamiast mnie przemówią fotografie...

Uwaga, drastyczne zdjęcia!

 


Na widok takiego zgorszenia nie zdzierżyli nawet postronni świadkowie, którzy z lękiem pytali: Czy państwo są może z teatru? Ze wstydu cisnęła mi się na usta wykrętna odpowiedź: Nie, z domu wariatów, jednak nim zdążyłam otworzyć usta, profani zaprzeczyli, z pychą nazywając siebie kolekcjonerami, a swe haniebne wyczyny - przejawami kolekcjonerskiej pasji.
Ku mej wielkiej uciesze, tym bluźnierstwem ściągnęli na siebie klątwę - jeszcze tego samego dnia duchowy przywódca sekty, niejaki Dollby, o mały włos nie zginął pod kołami roweru, a pozostałym (Mobe, Ania, Grażyna, Kate i Borze) przez cały czas następowały na pięty meleksy i dorożki. Rzeczony Dollby doznał ponadto despektu w barze, gdzie z premedytacją zamieniono mu kebab na tańszy i gorszy. I dobrze mu tak!

PS: Słaba jakości zdjęć jest spowodowana faktem, że robiłam je z ukrycia, odwracając jednocześnie z obrzydzeniem wzrok od gorszących scen.

sobota, 13 lipca 2013

Ciągle pada...

Tytuł bezczelnie ukradziony "Czerwonym Gitarom" jako świetnie przystający do rzeczywistości widocznej za oknem. Planowany plener czarci wzięli, więc postanowiłam uwiecznić snującego się smętnie po domu chocholika.
Przed wami Bijou w stroju nieformalnym (częściowo zdartym z Bratzowego chłopaka). Jeszcze z szopą na łepetynce. Jeszcze...




I na swojej półce - okrutnie pozbawiony lwiej części pukli. Odpowiedzialność niechaj spadnie na wszystkich sadystów, którzy pastwili się nad nim w komentarzach...







Extreme waves

Nasz długoletni czworonożny przyjaciel, który odszedł już za Tęczowy Most, miał w żyłach domieszkę błękitnej krwi - zdaniem znawców bardzo przypominał owczarka portugalskiego. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu zaliczał się do psiej arystokracji, bo nic nam nie wiadomo o jego przeszłości -  w wieku szczenięcym został znaleziony na stacji kolejowej i przyniesiony do domu w torbie na zakupy. Jedno jest pewne: mógł się poszczycić sierścią godną nie tylko owczarka, ale i samej owcy. Zadanie troszczenia się o to bujne, czarne runo  przypadło w udziale mnie. Oprócz czesania do moich obowiązków należały doroczne wiosenne postrzyżyny, które zajmowały trzy do czterech dni i zawsze były opłacone dorodnymi bąblami na palcu wskazującym i kciuku. Do dziś podziwiam własne samozaparcie i cierpliwość psa. BTW, nasz obecny sierściuch ma krótką, gładką sierść. Wbija się we wszystko, a jej usunięcie graniczy z cudem.
A co to ma wspólnego z lalkami? Niestety, ma. Z jednym lalkiem, którego ostatnio serwuję wam do znudzenia.
Bijou, bo oczywiście o nim mowa, został obdarzony długim wigiem w stylu Sweet Lolita - góra peruki jest grzeczna i gładka, a niżej zaczyna się dzikie szaleństwo, określane zwykle w harlequinach jako "burza loków".


Dokładne oględziny pokazały, że tę blond obfitość okiełznano przymocowaną do skalpu nicią w kolorze włosków. Niestety, nitka dała za wygraną.


Natomiast badanie organoleptyczne ujawniło dziwny zapach, z  jakim nie spotkałam się u żadnego z pozostałych chłopaków. Mój wybredny niuch zakwalifikował go do kategorii niemiłych, więc pozostało mi tylko jedno - umycie włosków.
Woniejący chochlik został niezwłocznie odarty z odzieży (tudzież godności osobistej) i zaniesiony do łazienki. Z pomocą gorącej wody, szamponu Nivea i odżywki udało mi się zmienić zadowolonego z siebie chochoła w nieszczęśliwego zmokłego kurczaka.


Oto z czym przyszło mi się zmierzyć:

 I co uzyskałam w efekcie:


Hm, jedno jest pewne: włosów ci u niego dostatek...