wtorek, 22 grudnia 2015

Nastoletnie Prettie Girls

Pięć lat temu One World Doll Project, firma-córka One World Holdings Inc, zadebiutowała linią  dwunastocalowych The Prettie Girls, złożoną z pięciu lalek: Leny, Valencii, Kimani, Dhary i Alexie. Nazwa powstała jako akronim słów P(ositive) R(espectful) E(nthusiastic) T(ruthful) T(alented) I(nspiring) E(xcellent), a motywem przewodnim marki stała się multikulturowość.



W październiku 2015 r. do sieci Walmart trafiły młodsze siostrzyczki tych lalek, Prettie Girls Tween Scene, które powstały w wyniku współpracy One World Doll Project z firmą Roberta Tonnera. I na tym nie koniec, ponieważ u progu zimy Tonner Doll Company ogłosiła połączenie obu firm pod nazwą Tonner One World! Zapowiada się interesująco, a na razie przyjrzyjmy się nastoletniej wersji Prettie Girls.

Afroamerykanka Lena



Hiszpanka Valencia 



Afrykanka Kimani



Dhara z Azji Południowej


Alexie (wg typologii antropologicznej E. A. Hootona i twórców strony internetowej firmy - rasy kaukaskiej;)


Azjatka Hana

(Materiały poglądowe pochodzą ze strony http://oneworlddolls.com/)

Jak widać, serię wzbogacono o nową postać. Lalki są nieco wyższe od swoich "dorosłych" wersji (liczą 15,5 cala) i różnią się od nich proporcjami, co może się podobać miłośnikom "dyniogłówek". Dzięki bardziej zróżnicowanemu makijażowi, silniej podkreślającemu różnice etniczne, wydają się ciekawsze od poprzedniczek. Są też całkiem przyzwoicie artykułowane, co doskonale ilustruje poniższe zdjęcie z bloga http://www.toyboxphilosopher.com:




Jeśli komuś wpadła już w ręce któraś z panienek, jest gorąco proszony o podzielenie się wrażeniami:)

PS Jak widzę, Amerykanos.pl oferuje na razie tylko Valencię za 191 złociszów (Amazon ma ją w cenie 39.97$) - zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie.

czwartek, 17 września 2015

Okołolalkowo...

Wakacyjne podróże upewniły mnie w przekonaniu, że miłośnik lalek spoglada na świat z nieco innej perspektywy - w każdym miejscu wypatrzy coś okołolalkowego, w tym wszelkie ludziopodobne stwory...

Zaczniemy od aktualnej witryny Spielzeug Welten Museum Basel (muzeum zabawek).
Wśród zdobiących je przedmiotów można znaleźć zarówno eksponaty, jak i  rzeczy dostępne w muzealnym sklepiku. (No, zważywszy na pułap cenowy, tę dostępność ujęłabym w cudzysłów;) Zawartość witryn zmienia się sześć razy do roku, więc żadna wizyta w Bazylei nie obejdzie się bez odwiedzenia tego miejsca. 
Tym razem trafiłam na tętniące życiem miniaturowe miasteczko, zamieszkane przez lalki i pluszaki.








Pozostajemy w Bazylei - Museum der Kulturen i obiekty z ekspozycji pt. Expeditions - The world in a suitcase (tytułowe wyprawy obejmowały Sri Lankę, Nowe Hebrydy, Indonezję, Timor Wschodni i północny Kamerun). Zachęcam - szczególnie Zgreda - do przyjrzenia się szczegółom anatomicznym;)






A teraz romans na dwie marionetki na jednej z ulic francuskiego miasteczka Annecy:



Na zakończenie radykalnie zmieniamy klimat: oto Pięć wdów pogrążonych w głębokiej żałobie i od stóp do głów spowitych w czerń. Postacie, wysokości ok. 120 cm, zostały wykonane z jedwabiu i bawełny. Wypełniono je kapokiem, czyli  puchem z włókien nasiennych, niegdyś używanym do wypełniania kamizelek ratunkowych. 
To praca Szwajcarki Evy Aeppli, prezentowana obecnie w bazylejskim Museum Tinguely. Jean Tinguely, awangardowy szwajcarski malarz i rzeźbiarz, był - przez pewien czas - jej drugim mężem.  
(Co ciekawe, dzieło Evy trafiło do muzeum jako darowizna Niki de Saint Phalle, kolejnej żony artysty.)
Wdowy przez całe lata siedziały w sypialni Jeana obok bolidu Lotus 25/33 R6, który Tinguely kupił od przyjaciela, Josepha „Jo” Sifferta, kierowcy Formuły 1. Osobliwa instalacja powstała w 1972 r., rok po śmiertelnym wypadku Sifferta na torze (kierowca zatruł się tlenkiem węgla w płonącym samochodzie). 


Tym optymistycznym akcentem żegnam się z wami - spokojnej nocy!

wtorek, 2 czerwca 2015

Abandoned attic

Pisałam już, że uwielbiam powieści kryminalne? Nie? To jeszcze uściślę, że moja ulubiona półka w bibliotece powinna być opatrzona napisem psychopaci & seryjni mordercy. I najlepiej, żeby zajmowały ją płody chorych umysłów Skandynawów.
Z tego typu literaturą bardzo dobrze komponuje się inny rodzaj rozrywki - gry typu escape tudzież point and click. Oczywiście pod warunkiem sine qua non, że akcja toczy się w miejscach mrocznych, odludnych i przejmujących grozą (mile widzianym uzupełnieniem są skrzypiące podłogi, przeciągi zatrzaskujące drzwi i gaszące świece, nie mówiąc już o plamach zakrzepłej krwi czy przemykających na skraju pola widzenia zjawach). Jeśli ktoś nie wie, o czym mowa, może odszukać w sieci kultowy cykl Exmortis i spędzić trochę czasu w takich oto sympatycznych wnętrzach:



Zainteresowanym wersją light polecam stale uzupełnianą serię gier twórcy ukrywającego się pod nickiem Self Defiant  (np. Awoken, Bloody Nightmare, Abandoned, wariacje na temat Asylum), a także świetny cykl Daymare Town autorstwa naszego rodaka, Mateusza Skutnika.



A teraz, kiedy odsłoniłam już przed wami mroczną stronę mojej osobowości, mogę przejść do sedna, czyli do najświeższej sesji zdjęciowej Lothara.
Ponieważ pogoda uparcie nie sprzyjała fotografiom plenerowym, postanowiliśmy eksplorować strych naszej kamienicy, na co dzień tłumnie odwiedzany głównie przez pająki...









Mój model cierpliwie znosił kurz i pajęczyny, ale po bliskim spotkaniu ze szczurzym truchłem zażądał godziwych warunków pracy, więc przenieśliśmy się do niedawno wyremontowanej suszarni.






Na niziny zstąpiliśmy brudni jak górnik po szychcie, a mały narcyz nie omieszkał zaprezentować  śmiertelnego zmęczenia i focha w pełnej krasie.
































piątek, 1 maja 2015

Varia, czyli szwarc, mydło i powidło

Zgodnie z tytułem - będzie wszystkiego po trochu, niekoniecznie lalkowo.

I. Nowy lalek wreszcie posiadł imię, a do tego nazwisko i tytuł arystokratyczny, godny obywatela Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa. Nie ukrywam, że pewien wpływ miały przymusowe roboty miała nauka języka niemieckiego, której oddaję się z ogromnym entuzjazmem.
Obecnie należy się do niego zwracać Ludwig Maximilian Freiherr von und zu Neues Dorf am Königlichen Mühlgraben.

II. Ludwig Maximilian wystąpił jako model w kampanii społecznej Krakowski obwarzanek vs precel, ale nie był to najszczęśliwszy pomysł - pieczywo zeszło na drugi plan, a ja musiałam wyjaśniać, że chłopak na zdjęciu NIE JEST subtelną blondynką w długiej czarnej sukience. Kolejna kampanie powinna być poświęcona upowszechnianiu pojęcia bishōnen.


III. Ledwiem się oderwała od Wawelu, Muzeum Historyczne przysłało mi zaproszenie na szkolenie przewodnickie w Cybertece z bonusem w postaci egzaminu. Na szczęście tylko jednego.

IV. Po raz pierwszy w tym życiu pokusiłam się na lalkę w wieku przedszkolnym - zaczynam odliczanie do przybycia tego malca od Paola Reina (zdjęcie skradzione obecnej właścicielce):


Przy okazji dowiedziałam się, że firma ma w asortymencie lalki komunijne (zdjęcia skradzione z Amazona):



Zagadką pozostaje dla mnie to, że tylko dzidziusie różnią się anatomią:


IV. Na nieszczęście mój ciekawski nochal zwęszył przy okazji lalki Kidz'n'Catz i trafił na to cudo:

Cudo ma 46 cm wysokości, winylowe ciałko, 11 punktów artykulacji, brązowy wig i akrylowe oczy z rzęsami. Kosztuje ok. 600 PLN:(