Mistrzu, wytnij ten kamień raz,
nazywam się Lubbert Das.
Hieronim Bosch Leczenie głupoty
Stary Zgred oczywiście dopiął swego - w niedzielny poranek, kiedy bezdomni na krakowskich Plantach dopiero przecierali oczy ze snu, potulnie jak baranek stawiłam się na spotkaniu lalkowych oszołomów w lochach McDonald'sa nieopodal Bramy Floriańskiej. Razem ze mną stawiło się 4 kilo żywicy.
Ponieważ nie dane mi było zaspokoić dobowego zapotrzebowania na sen, tym razem nie podejmę się relacjonowania wydarzeń i ograniczę się do zamieszczenia ikonografii.
Powiem tylko, że pozostałym uczestniczkom fantazja dopisywała, więc aranżowały sceny godne pędzla Boscha i Bruegla razem wziętych...
Za kulisami, czyli przygotowania do entrée. Jednych zżera trema, inni zachowują spokój i profesjonalizm. Ludwig Maximilian tradycyjnie nieobecny duchem.
Zaczynamy pod czujnym nadzorem wszechwidzącego oka Wielkiego Brata.
Scena zbiorowa na ściance zdaje się być niewinna... Do czasu.
Nieśmiało kiełkują namiętności.
Ale powietrze gęstnieje od testosteronu.
Do głosu dochodzi zwierzęca męska brutalność...
... i wyrafinowany koedukacyjny sadyzm.
Tłum ogarnia niepohamowana euforia...
I wszyscy odlatujemy!
PS Zawsze mnie intrygował lejek na głowie medyka z obrazu Boscha. Teraz intryguje mnie również wiaderko na głowie Ludwiga Maximiliana. Jakieś pomysły interpretacyjne?