piątek, 7 lutego 2014

Przed przybyciem Kopciuszka

Wczoraj przyjechały buciki. Nieopatrznie włożyłam je na nogi Lotharowi, który zmierzył mnie najbardziej paskudnym ze swoich wrednych spojrzeń, dając do zrozumienia, że nie zamierza się z nimi rozstawać. Przekaz dotarł. Na szczęście Jego Wysokość raczył oddać mi do dyspozycji swoje stare obuwie, więc przybyszowi nie grozi bosonogość. Przy czym w przypadku lalek pojęcie "znoszone buty" nie ma racji bytu.

Wczoraj odwiedziłam zaprzyjaźnioną pasmanterię i wyszłam bogatsza o kilka rodzajów koronki, w tym czarne bawełniane cudo do złudzenia przypominające pajęczynę. ("Zaprzyjaźniona" oznacza w tym przypadku miejsce, w którym sprzedawca przyjaźnie odnosi się do zbzikowanego klienta, tj. ze stoicką miną udaje, że ma do czynienia z człowiekiem normalnym.)

Dziś z entuzjazmem zabrałam się do szycia, żeby nowy lalek nie musiał po opuszczeniu pudła błyskać gołym zadkiem ani przyrodzeniem. Entuzjazm był tym większy, że wcześniej byłam na dobrosąsiedzkich posiadach nalewkami płynących. W efekcie powstały... hmm... pantalony. Tak jakby. Takie trochę w klimacie flamenco i paso doble. Na wszelki wypadek nic już dziś nie szyję...
Dobranoc;)



4 komentarze:

  1. No no... nie wiedziałam że szyjesz.... po nocach. ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy wypełzam z krypty... I sama nie wiedziałam, że jestem zdolna cokolwiek uszyć:)

      Usuń
  2. O matko, to Ty masz te piękne lalki- ile razy czytałam Twojego bloga zanim założyłam konto na forum! :DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawka: nie "te lalki", tylko "tych lalków";) Przy czym ostatnio jest to przeważnie jeden i ten sam osobnik w różnych odsłonach.

      Usuń