czwartek, 28 lutego 2013

Starożytna fashion doll i paryscy krawcy

Fascia i subligaculum, tunica interior, stola, talaris, supparum, palla, alicula, bardocucullus... Mówią wam coś te nazwy? Jeśli nawet mówią, to kryjące się pod nimi stroje wydają nam się proste, minimalistyczne i trudne do rozróżnienia.

Tymczasem starożytne Rzymianki tak samo jak my były czułe na punkcie mody i chciały za nią podążać, niezależnie od tego, czy były mieszkankami stolicy czy też przyszło im żyć na krańcach imperium, w jakimś antycznym Pikutkowie;)
Dziś moda błyskawicznie dociera do każdego zakątka dzięki środkom masowego przekazu. A do naszych skrzynek pocztowych (i mailowych) docierają katalogi, umożliwiając nabycie modnego stroju i dodatków.

Rzymskie elegantki też posiadały taką możliwość, ale rolę katalogów pełniły gliniane, malowane lalki, liczące od 8 do 25 cm wysokości. Przy ich pomocy prezentowano nowe modele odzieży. Posłańcy podróżowali z nimi od krawcowych do potencjalnych klientek, drżąc o całość figurek. Za zgubienie lub zniszczenie figuriny, podobnie jak za spóźnienie się z dostawą, groziła surowa kara.

W ślady starożytnych poszli nowożytni paryscy krawcy, którzy pod koniec XVI w. do reklamowania swoich wyrobów używali dużo większych, 50-centymetrowych lalek, przyodzianych w zminiaturyzowane ubranka. Rozsyłano je z Paryża do wszystkich większych miast Europy, a nawet do ośrodków zamorskich. Wiemy, że w 1642 r. żona króla Władysława IV, Cecylia Renata, prosiła o przywiezienie z Niderlandów lalki w stroju francuskim, która miała być wzorem dla nadwornych krawców.

We Włoszech nazywano je piavole de Franza (lalki z Francji), w Anglii - pandoras, ale do powszechnego użytku weszła z czasem nazwa manekin wywodzona od holenderskiego określenia mannekijn/manneken, oznaczającego małego człowieka. Dlaczego? Otóż nie były one wynalazkiem francuskim - już w XIV w., gdy Flandria była centrum europejskiej mody, w charakterze modelek wykorzystywano tam lalki (wystąpienie żywej kobiety w takiej roli było wówczas nie do pomyślenia).

Popatrzmy na osiemnastowieczną fashion doll ze zbiorów londyńskiego Victoria and Albert Museum:



Żródło: http://www.vam.ac.uk/page/t/the-collections

Lalka, datowana na lata 1755-1760, została wyrzeźbiona z drewna i pomalowana. Ma 60 cm wysokości. Oczy wykonano ze szkła, a warkocz spleciono z ludzkich włosów. Kreację uszyto z jedwabiu i satyny. Lalka posiada również bieliznę, pończochy, rękawiczki, buty i zegarek.

Nb. w zbiorach muzeum znajduje się również zestaw kilkudziesięciu woskowych lalek z tego samego okresu w strojach hierarchów Kościoła katolickiego oraz różnych zgromadzeń zakonnych.

W połowie XVIII w. obok małych lalek pojawiły się manekiny ludzkich rozmiarów, wyplatane z wikliny, używane do konstruowania oraz eksponowania ubrań w pracowniach krawieckich i sklepach.


Od 1835 r. wykonywano je z drutu:


Od połowy XIX w. używano papier mâché, co dawało bardziej realistyczny efekt. Przestano się ograniczać do pozbawionego kończyn korpusu i manekiny przybrały wygląd znany nam obecnie ze sklepowych witryn. 
W 1894 r. w wielkich paryskich sklepach pojawiły się  manekiny woskowe - łudząco podobne do ludzi, lecz strasznie ciężkie i nietrwałe: w niskich temperaturach pękały, w wysokich rozpływały się. Lepiej sprawdzały się gipsowe figury. Obecnie wykonuje się je z twardego plastiku albo włókna szklanego.
Współczesnym manekinom zarzuca się, że podobnie jak Barbie (i top modelki) prezentują wyidealizowane ludzkie ciało z nienaturalnie długimi nogami i wąską talią. W związku z tym  na Zachodzie rozpoczęto produkcję manekinów o figurze gruszki i klepsydry.
Skoro mowa o figurze, to zerknijcie na krawieckie manekiny 1893 r. - oto jakie kształty kobiecego ciała preferowano u schyłku XIX stulecia:




















Zdjęcia pochodzą z zasobów Wikimedia Commons

wtorek, 26 lutego 2013

Niebezpieczne lalki

Wrzucam znalezisko - stronę Niebezpieczne Produkty.
Po wpisaniu do wyszukiwarki słowa toy otrzymujemy na dzień dobry ponad 11 tysięcy rezultatów, w tym blisko 500 lalek. Jak się okazuje, Mattel, MGA i Simba też nie są bez grzechu...
Klikając na wybrany produkt, przechodzimy do szczegółowych informacji. Znajdziemy tu opis zabawki, typ, model i numer partii, rodzaj zagrożenia oraz środki ostrożności.
Sprawdzajcie!

niedziela, 24 lutego 2013

Artykułowany lalek z paleolitu

O paleolitycznych Wenus słyszeli niemal wszyscy, o nim wiedzą tylko specjaliści i pasjonaci.
W kulturze graweckiej (27-20 tysiąclecie p.n.e.), zdominowanej przez kobiece figurki z wyeksponowanymi atrybutami płodności, jest absolutnym unikatem. Znaleziono go w pochówku mężczyzny odkrytym w 1891 r. w Brnie na Morawach, określanym potem jako Brno II.
Przypuszcza się, że zmarły był szamanem. Na ostatnią drogę otrzymał m.in. bogatą ozdobę (nakrycie głowy lub naszyjnik) wykonaną z blisko 600 muszli Dentalium badense, kościane koliste zawieszki, koraliki z ciosu mamuta oraz kamienny dysk z otworem pośrodku. Oto jak wyobraża go sobie Libor Balák, malarz i grafik  tworzący rekonstrukcje prehistoryczne dla muzeów i uniwersytetów:



Wśród przedmiotów, w które wyposażono pochówek, był on: figurka nagiego mężczyzny wykonana z kości mamuta, z pozostałościami barwnika - czerwonej ochry, która już dla neandertalczyków była symbolem życia. Pozostała mu głowa, tułów i lewe ramię, więc miał tylko 20 cm długości. Obliczono, że wraz z nogami liczyłby ok. 42 cm. 

Photo: photographed at the Anthropos Institute, Moravian Museum, Brno, Czechoslavakia, by Ira Block. In National Geographic, Vol 174, No 4, October 1988. 

W odróżnieniu od wspomnianych wcześniej Wenus nie był jednolitą, nieruchomą statuetką. Przypominał raczej marionetkę - miał ruchomą głowę i ramiona. Ciało i głowa zostały przewiercone wzdłuż. Zobaczmy jeszcze jedną rekonstrukcję Baláka:

Nie był oczywiście zabawką, bo nie na tym polegała pierwotna rola lalek - pełniły one funkcje rytualne, uczestnicząc m. in. w obrzędach związanych z kultem zmarłych przodków. Część badaczy uważa go za najstarszą zachowaną lalkę świata.

Prezentowane rysunki pochodzą ze strony http://www.anthropark.wz.cz/aagalery.htm

piątek, 22 lutego 2013

Na początku były lalki

Trochę przesadziłam;) Na początku był chaos, z którego według chińskich mitów uformowało się nielichych rozmiarów jajo, a zeń wyłonił się niejaki Pangu.
Był ci z niego chłop na schwał - z pomocą ogromniastego topora oddzielił czystą, jasną część chaosu (Yang) od mętnej i ciemnej (Yin), dając początek niebu i ziemi. Po czym przez, bagatela, 18 tysięcy lat uwijał się jak w ukropie, żeby nie dopuścić do ich ponownego połączenia. Kiedy uznał, że zrealizował dziejową misję, umarł z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, a jego ciało uległo niezwykle pożytecznej metamorfozie:
oddech stał się wiatrem i obłokami,
głos - gromem,
prawe oko - księżycem, a lewe - słońcem,
cztery kończyny - czterema stronami świata,
pięć części ciała - pięcioma świętymi górami,
krew - rzekami,
żyły i tętnice - drogami,
ciało - ziemią uprawną,
włosy na ciele - trawą i drzewami,
czupryna i wąsy - gwiazdozbiorami,
zęby i kości - złotem i kamieniami,
szpik kostny - perłami i nefrytem,
pot - deszczem i rosą.
Uff, aż się zasapałam... No dobrze, powiecie, a skąd się wzięli ludzie? Nie było ich w tej wyliczance!
Ba, bo i chwalić się nie ma czym - ponoć w ludzi przekształciły się pasożyty, żyjące na ciele Pangu...

Nie podoba się wam taka wersja wydarzeń? Nie czujecie się komfortowo w roli dalekiego potomka wszy, pchły czy innego świerzbowca? Na szczęście Chińczycy mieli ten sam problem, więc powstała alternatywna koncepcja:)

Znacie tę parę?



To bogini Nüwa i jej brat-małżonek, Fuxi. Kiedy za przyczyną Pangu powstała ziemia, Nüwa uznała, że świat to za mało. Oprócz kwiatuszków, grzybków, rybek, ptaszków i pszczółek przydałyby się jakieś istoty w miarę rozumne. Jako oszczędna niewiasta, wykorzystała tani, powszechnie dostępny surowiec - glinę. Ulepiła z niej (na swoje podobieństwo)... już się domyślacie, co? Oczywiście - LALECZKĘ! 
Laleczka postawiona na ziemi od razu zaczęła niecierpliwie przebierać maleńkimi nóżkami, którymi roztropna bogini zastąpiła niepraktyczny wężowy ogon. Zadowolona z prototypu Nüwa z zapałem kontynuowała pracę. Kiedy od żmudnego lepienia ścierpły jej palce, przeszła na produkcję seryjną - zanurzała sznurek w dzbanie z gliną, wyciągała i potrząsała, rozpryskując dokoła niekształtne miękkie grudki. Chińczycy wierzą, że od własnoręcznie ulepionych przez boginię "limitek" pochodzą szlachetnie urodzeni i bogaci, a pozostałe laleczki to przodkowie biedaków.
W końcu Nüwa doszła do wniosku, że ludzie powinni sobie radzić sami, więc nauczyła ich pewnej bardzo przyjemnej czynności, zapewniającej utrzymanie populacji na mniej więcej stałym poziomie. Trzeba przyznać, że w Chinach jej nauki trafiły na wyjątkowo podatny grunt;)

Tak sobie teraz pomyślałam... Czy zastanawialiście się czasem, co robią wasze lalki, kiedy już smacznie śpicie?

czwartek, 21 lutego 2013

Jak Antoine poznał Françoise

Wyszło słońce. Na całe dziesięć minut. Zanim się schowało, zaczęłam przygotowywać "plan zdjęciowy". Zaparłam się jak muł: I tak napstrykam fotek!
No i rzeczywiście napstrykałam... Fotek, bo fotografiami tego nie nazwę. Podpisywać już mi się nie chciało - muł nagle ustąpił miejsca leniwcowi. Wyjaśnię tylko, że w rolach głównych wystąpili Antoś (mój pierworodny Taeyang) i nowo przybyłe dziewczę, którego amerykańskie imię nie przechodzi mi przez usta, więc zastąpiłam je bardziej cywilizowaną wersją.


















 










 

środa, 20 lutego 2013

Mumia

Przed chwilą przyjechała do mnie mumia. Naprawdę.
Oczywiście, "bardzo ważna i niecierpiąca zwłoki" praca zostanie natychmiast przerwana, a ja rzucę się do rozkręcania zwojów, ale dokładniejsze obniuchanie muszę zostawić na później.



wtorek, 19 lutego 2013

Niegrzeczna dziewczynka miała dwóch ojców

Dokładnie tak.
Jednym z nich był niespełna trzydziestoletni Carter Bryant, zatrudniony w firmie Mattel jako projektant ubranek dla Barbie.
Drugim - Isaak Larian, urodzony w Iranie Żyd, który w wieku 17 lat emigrował do Stanów Zjednoczonych. Po ukończeniu Uniwersytetu Kalifornijskiego zajął się biznesem, kierując się  mottem Odważnym szczęście sprzyja.
Spotkali się w chwili, gdy szczęście odwróciło się od Lariana. Popularność produkowanych przez MGA gier elektronicznych dla dzieci zaczęła spadać i firma pilnie potrzebowała nowego produktu, zdolnego podbić rynek zabawek.

Według słów samego Bryanta, pomysł nowej lalki przyszedł mu do głowy w 1998 r., podczas pobytu w małym miasteczku Springfield. Mieszkali tu jego rodzice, do których przyjechał na jakiś czas, gdy zrezygnował z pracy dla Mattela. Pewnego dnia zobaczył wychodzące ze Springfield's Kickapoo High School uczennice - krętowłose, aroganckie i zadziorne, ubrane w workowate dżinsy i króciutkie, odsłaniające brzuch topy. Po powrocie do domu naszkicował projekt lalki, wyobrażającej zbuntowaną nastolatkę, a na jednym z rysunków napisał: "Meet the Bratz!" ("brat" oznacza bachora -  niewychowane, irytujące dziecko).
Nie było to jedyne źródło natchnienia. Bryant przyznał później, że zainspirowała go reklama obuwia marki Steve Madden, którą zobaczył w "Seventeen magazine". Nb. twórca reklamy, Bernard "Butch" Belair, wiele lat później pozwał do sądu Mattela i MGA, twierdząc, że to on jest autorem surrealistycznego wizerunku dziewcząt z wielkimi głowami i stopami. Czy miał rację? Osądźcie sami:

 
(Źródło zdjęć:  http://staff.tuhsd.k12.az.us/sidler/2D%20Graphic%20Art/Assignments/Surrealism%20Cube.html?display=dvdspecification )

W 1999 r. Carter Bryant ponownie podjął pracę jako stylista Barbie, a szkice powędrowały do szuflady. Pokazał je tylko koleżance po fachu, Veronice Marlow, która wkrótce porzuciła Mattela dla MGA. I to właśnie ona doprowadziła do spotkania przyszłych ojców Bratz, które nastąpiło 1 września 2000 r.  Bryant oprócz rysunków przyniósł własnoręcznie wykonany model lalki - rzekomo wykorzystał m.in. lalczyną głowę znalezioną w koszu na śmieci w biurze Mattela.
Larian przyjął projekt bez entuzjazmu - lalki wydały mu się dziwne i brzydkie. Rysunki wywołały za to entuzjazm u jego jedenastoletniej córki, Jasmin, co okazało się decydujące.
W 2001 r. przyszły na świat cztery niegrzeczne dziewczynki, Cloe, Jade, Sasha i Yasmin, o których "The New Yorker" napisał, że wyglądają jak "striptizerki w drodze do pracy".


Lalki z zespołem Downa

Wykopalisko sprzed blisko pięciu lat w pośpiesznym przekładzie dokonanym późną nocą:

Szereg amerykańskich firm zajmuje się sprzedażą lalek, przypominających powierzchownością dzieci z różnymi chorobami, np. z zespołem Downa. Te ostatnie odznaczają się maleńkimi, przylegającymi do głowy uszami, krótkimi palcami, lekko wysuniętym językiem i oczami w kształcie migdałów. Ponadto na ich piersiach można zauważyć "ślad" po interwencji chirurgicznej, ponieważ mniej więcej połowa dzieci z zaburzeniami chromosomowymi rodzi się z wadami serca, pisze "Daily Telegraph".
Donna Moore, wykładowca z Karoliny Południowej, USA, specjalizująca się w kształceniu inwalidów, otworzyła własna firmę produkującą podobne lalki już 12 lat temu, teraz jej lalki są sprzedawane po 90 £. Stwierdziła, że "dzieci z zespołem Downa nie miały się z czym identyfikować". Widziały, że lalki wyglądają inaczej niż one. Widzą, że lalki się od nich różnią, i, jak wszystkie dzieci, chcą się do czegoś porównać.
Wielu rodziców powitało z radością pojawienie się takiej alternatywy dla lalek Barbie, wywołujących u dzieci kompleks niższości. Jednak inni odebrali ten projekt wyłącznie jako przykład przesadnej politycznej poprawności albo bezwstydnego dążenia do zysku.
Oprócz tego niektórzy rodzice uważają, że takie lalki mogą posłużyć jako dodatkowy powód do wyśmiewania chorych dzieci przez zdrowe. Tak czy inaczej, w Wielkiej Brytanii lalki z fizycznymi ułomnościami stały się bardzo popularne. Na przykład jedna z brytyjskich firm produkuje lalki na wózkach inwalidzkich, z aparatami słuchowymi i psami-przewodnikami.
Tak więc zarówno demonstrujące fizyczną doskonałość Barbie, jak i lalki, przedstawiające inwalidów, wywołują w wielu krajach poważne zastrzeżenia, a jeśli mowa o Barbie, to w niektórych państwach zostały zakazane, jako wywierające zły wpływ na dzieci. Nie tak dawno sprzedaży Barbie zakazano w Iranie i Arabii Saudyjskiej.
Źródło: http://www.vokrugsveta.ru/news/4338/

Ciekawa jestem, jakie jest Wasze zdanie na ten temat...
Jeśli chodzi o moją opinię, to pewnie jestem wredna, ale brzydko mi pachnie cena lalek Donny Moore. (Doceniam fakt, że jest prekursorką, ale już w 2009 r. hiszpańska fabryka Superjuguete zaczęła produkować podobne zabawki, które sprzedawano po 25 €, z czego 3 € otrzymywała fundacja wspierająca chore dzieci.) Jeśli lalka z założenia ma cieszyć dzieci z zespołem Downa i pomagać im w rozwoju, to cena powinna być dostosowana do możliwości finansowych statystycznego rodzica takiego malucha. A te z reguły są ograniczone, bo rehabilitacja słono kosztuje...
Oczywiście, można kupić lalkę zdrowemu dziecku, aby oswoić je z fizyczną odmiennością chorych równieśników. Ale czy plastikowa kukiełka przygotuje je na kontakt z żywym człowiekiem? Watpię.


piątek, 15 lutego 2013

Brunetka z Aspen

Nie wytrzymałam. MUSIAŁAM ją rozpudełkować. MUSIAŁAM jej zrobić zdjęcia. Przy byle jakim żarówkowym świetle. W naprędce skleconej scenografii. To było silniejsze ode mnie... Voilà!


Wybrałam  Liv Making Waves, choć jako lalka "plażowa" ma minimalistyczny outfit. Skromny topik, szorty, okulary - poskąpiono jej nawet klapeczek.


Dostała jeszcze torebkę - z litego plastiku.


Chciałam być konsekwentna i trzymać się jednej serii, a Jake ukazał się tylko w plażowym wcieleniu. Razem naprawdę nieźle się prezentują!



A teraz myślę i myślę, jak nazwać tę parę gołąbków...

czwartek, 14 lutego 2013

Ruda i wojna gigantów

Ruda pomaga mi dziś w pracy - wspólnie przygotowujemy materiały na zajęcia.

Właśnie ona stanowi dla mnie żywy dowód na prawdziwość twierdzenia, że piękno tkwi w oku patrzącego. Nie odbiega "bratzowatością" od swoich sióstr, ma wielkie botoksowe usta i nosek jak guziczek, a jej ruda czupryna z trudem daje się okiełznać. No i te niebotyczne obcasy, jak u dziewczynki, która po kryjomu przymierza szpilki mamy... 
Ale spójrzcie w jej niewinne błękitne ślepka:



Słodkie z niej stworzonko. Biedulka, nie zdaje sobie sprawy, jaką awanturę niegdyś wywołała... I nie wie, że nazwałam ją Helenką, bo stała się przyczyną batalii porównywalnej z wojną trojańską;)

Przypomnijmy, jak to było.
 
W 1945 r. Harold "Matt" Matson i Elliot Handler zakładają w Stanach Zjednoczonych firmę Mattel Inc
W 1979 r. w tym samym kraju powstaje MGA Entertainment (Micro-Games America Entertainment), należąca do emigranta z Iraku, Isaaca Lariana. Czy może zagrozić potentatowi na rynku zabawek, który od dwudziestu lat produkuje najpopularniejszą lalkę świata, Barbarę Millicent Roberts, zwaną Barbie?

A jednak. Latem 2001 r. w sklepach pojawiają się rywalki Barbie: Yasmin, Cloe, Sasha i Jade - wielkogłowe i wielkostope, z wyrazistym makijażem, w ekstrawaganckich strojach. Bratz okazują się długo oczekiwanym powiewem świeżości na rynku fashion doll.

Statystyki są nieubłagane - popularność Barbie spada, spadają również o 73 procent zyski Mattela.  W 2004 r. Tim Kilpin, jeden z top-menagerów firmy, wzywa do walki z MGA i ostrzega; "samozadowolenie nas zabije". Na poparcie tych słów przygotowuje prezentację pod znaczącym tytułem "Nasz dom płonie". Zapada postanowienie: Barbie musi się stać "agresywna, rewolucyjna i bezlitosna". W tym trudnym momencie dyrektor koncernu, Robert A. Eckert, sięga pamięcią do anonimu, otrzymanego dwa lata wcześniej. Nieznany autor listu przekonywał, że do stworzenia Bratz wykorzystano projekt Cartera Bryanta, powstały w 1999 r., a więc w czasie, gdy ten pracował dla Mattela.

Po przeprowadzeniu własnego śledztwa Mattel postanawia przenieść walkę na salę sądową. Jeszcze w 2004 r. do sądu wpływa pozew przeciw Bryantowi (projektant tłumaczy się, że pomysł na Bratz przyszedł mu do głowy w przerwie  między dwoma okresami zatrudnienia w Mattel Inc.), zaś  w grudniu 2006 r. koncern pozywa MGA.

Pierwsza sądowa bitwa kończy się zwycięstwem powoda: jesienią 2008 r. Mattel wygrywa proces wytoczony Bryantowi, otrzymuje 10 mln dolarów odszkodowania za naruszenie praw autorskich i 90 mln  - za naruszenie warunków kontraktu przez projektanta. W tej beczce miodu jest łyżka dziegciu: firma domagała się aż 2 miliardów. Niemniej klęska MGA wydaje się druzgocąca: sąd zabrania firmie dalszej produkcji lalek, ich sprzedaży oraz używania marki Bratz. 3 grudnia 2008 r. (zwróćmy uwagę na datę) sędzia Stephen G. Larson nakazuje wstrzymanie detalicznej sprzedaży Bratz (z wyjątkiem kilku modeli), wycofanie lalek ze sklepów, zniszczenie materiałów reklamowych oraz form służących do wykonywania odlewów. Analitycy wieszczą bankructwo MGA, a akcje Mattela na giełdzie błyskawicznie zwyżkują.

Wygrana bitwa nie oznacza wygranej wojny. Nakaz ma wejść w życie dopiero 11 lutego 2009 r. i MGA skrupulatnie to wykorzystuje - pamiętajmy, że właśnie rozpoczął się okres przedświątecznych zakupów. Jednocześnie zapowiada złożenie apelacji od wyroku, twierdząc, że prawa autorskie mogła naruszać tylko pierwsza seria Bratz, już wycofana z produkcji.
W grudniu 2010 r. sąd apelacyjny podaje w wątpliwość poprzednie orzeczenie i uznaje, że sędzia Larson posunął się za daleko, przyznając Mattelowi prawo własności marki Bratz. Jednocześnie nakazuje obu stronom, aby spróbowały dojść do porozumienia na drodze pozasądowej. 
Lalki pozostają więc nadal w sprzedaży, a MGA tryumfalnie zapowiada pojawienie się nowej edycji w sierpniu 2010 r. - na 10-lecie urodzin Bratz

I właśnie w owym jubileuszowym roku kapryśna Fortuna uśmiecha się do MGA. 22 lipca 2010 r. sąd apelacyjny orzeka, że to MGA, a nie Mattel jest właścicielem marki Bratz. W postanowieniu końcowym czytamy: "Ameryka rozwija się w warunkach wolnej konkurencji; Barbie, znana wszystkim amerykańskim dziewczynkom, nie będzie tu wyjątkiem" oraz  "Mattel nie może sobie rościć prawa do wszystkich fashion doll nowocześnie ubranych, wyglądających wyzywająco i  samowolnie. To nie są pomysły, które można chronić prawem autorskim".
A Larian ze wzruszeniem dziękuje sędziom "za potwierdzenie tego, że amerykański sen wciąż trwa".

Konkurenci wracają przed oblicze Temidy w 2011 r. Kilka potyczek kończy się wyrokiem skazującym Mattel na wypłatę odszkodowania w wysokości blisko 310 mln dolarów oraz pokrycie kosztów sądowych.

Isaak Larian zapowiada, że to jeszcze nie koniec wojny;)

środa, 13 lutego 2013

Pierwsza recenzja Yeolume

Na YouTube można od wczoraj zobaczyć filmową recenzję nowej lalki. Wrażeniami dzieli się z nami Corey Wilken ze Stanów Zjednoczonych, który pisze o sobie tak: Totally crazy stuff about my life and my dolls. Popatrzmy:


Przyznam, że buzia Yeolume "na żywo" podoba mi się bardziej niż na promocyjnych zdjęciach - ta szczypta Dalowego focha dodaje jej wyrazu:) Mogę się nawet pogodzić z brakiem możliwości zamykania oczek. Ubranko ładnie się prezentuje - schludny granat i nudną biel, typowe dla szkolnych mundurków, przełamano kolorem fiołkowym i królewskim błękitem. Wydaje się też funkcjonalne - łatwo je zdejmować i zestawiać z innymi częściami garderoby.
Natomiast ciałku Yeolume przyglądam się z poczuciem zawodu. Nie jestem w stanie zaakceptować kolana czy łokcia, które po zgięciu przypominają obwarzanek... Być może nowe ciałko jest po prostu bardziej wytrzymałe, co oznaczałoby ukłon w stronę dziecięcej klienteli.

wtorek, 12 lutego 2013

Transplantacje obitsu

Zainspirowana pytaniami, pojawiającymi się ostatnio na Dolls Forum, postanowiłam poświęcić więcej uwagi przeszczepom lalkowych ciałek i oddałam się ulubionemu zajęciu, czyli sieciowemu szperactwu. Szukałam przede wszystkim tutoriali bogato ilustrowanych zdjęciami - nie ma to jak poglądowość;)
Oto co udało mi się wyszperać:
Little Pullip + Obitsu 25cm
Little Dal + Obitsu 11cm (bardzo przejrzysty)
Little Dal + Obitsu 11cm
Pullip (ciałko 3 typu) + HB Obitsu 27cm
Taeyang + Slim Type Male Obitsu
J-Doll + Obitsu 27 cm
Pullip + Obitsu - wersja dla opornych na wiedzę;)

I cała garść tutoriali z blogu Mimiwoo:
Pullip + Obitsu 27cm
Blythe + SBH Obitsu 23cm 
Blythe + SBH Obitsu 27cm 
Blythe + HB Obitsu 23cm
Hujoo + Obitsu 27cm
Hujoo + Obitsu 23cm
Dolfie Dream Head + Obitsu 50cm

Rozterki zachłannego zbieracza

Kolekcjonowanie to gromadzenie przedmiotów według jakiegoś kryterium. Z różnych przyczyn nie uda mi się zgromadzić wszystkich lalek świata, więc muszę dokonać selekcji.
Wspominałam już, że jako dziecko nie cierpiałam lalek? Pewnie dlatego, że lwia część była płci żeńskiej, a nieliczni faceci występowali na gruncie polskim w dwóch odmianach - jako:
- pucułowate bobaski,
- pełne samouwielbienia "Keny", przypominające bohaterów "Mody na sukces".
Żaden z nich nie miał szans u smarkuli, która najchętniej bawiła się w korsarzy albo rycerzy. Smarkula dorosła, ale dalej miała do lalek stosunek obojętnie-pogardliwy - oparła się najbardziej kuszącym Barbie własnej córki i ich coraz przystojniejszym towarzyszom.
Mattel nie zdołał mnie dopaść, ale udało się to producentowi Pullip. Oczywiście, moja pierwsza lalka była lalkiem, kolejne również. Podjęłam więc mocne postanowienie, że będę zbierać tylko i wyłącznie chłopaków. Była to słuszna decyzja, zwłaszcza ze względów finansowych - chłopcy nadal stanowią w lalkowym świecie zdecydowaną mniejszość.
Niestety, stało się... Pewna Ciemnowłosa zdołała pokonać moją niechęć i właśnie przyjechała z zimowej stolicy Stanów Zjednoczonych. Obawiam się, że zrobiła w murze wyłom, przez który mogą się zakraść następne dziewczyny. Czarci wzięli seksistowskie kryterium:)
Po długim namyśle zdołałam wymyślić następne - ograniczę się do lalek wielkogłowych. Nie muszą mieć proporcji chibi, ale łebek musi być duży. I basta.

sobota, 9 lutego 2013

Zimowy Bratz Boy

Na początek ostrzeżenie dla potencjalnych nabywców - nie mylcie Bratz Boyz Wintertime Collection z Bratz Boyz Wintertime Wonderland Collection. To jedno słówko robi różnicę - pudełka z Wonderland w nazwie mają o wiele bogatszą zawartość. Cameron Wintertime Wonderland dysponuje drugim zestawem ubranek, ma również plecak, gogle, termos, GPS, grzebień i rakiety śnieżne.
A jego uboższa wersja? Zaraz się przekonamy. Pora uzbroić się w ostre narzędzia i otworzyć pudełko. (WIEM, stockowe zdjęcie jest koszmarnej jakości - nie starczyło mi cierpliwości, żeby czekać na lepsze światło, MUSIAŁAM go wyjąć;)

Garderoba Camerona-Kaja jest znacznie skromniejsza - wyposażono go w kurtkę, szalik i rękawiczki, ale zapomniano o nakryciu głowy. (W zamian pokryto mu włoski grubą warstwą kleju, który na szczęście udało się wyczesać gęstym grzebykiem - nie odważyłam się ich myć, obawiając się, że czupryna stanie dęba;) Strój utrzymano w spokojnej zimowej tonacji - jasnoniebieski, srebrzysta szarość, czerń i odrobina bieli. Bez fajerwerków, ale przyjemnie się na lalka patrzy.

Dostał za to parę naprawdę solidnych  butów...

... i obszerny plecak...


 ... w którym może nosić komórkę...


...oraz bidon.


Po zdjęciu kurteczki poczułam rozczarowanie - byłam przekonana, że Kaj ma pod spodem sweterek, a nie koszulkę z krótkim rękawem. Cóż, nie ma lekko, przyjdzie mi polować na fashion packi dla chłopaków. 
Kaj spędza najwyraźniej zimę w jakimś górskim kurorcie, bo jego skinton sugeruje opaleniznę - popatrzcie, jak wygląda obok Afroamerykanina Feliksa. (Zaopatrzono go zresztą w okulary przeciwsłoneczne, nb. tak fatalnie wyprofilowane, że same zeskakują z głowy.)


Skoro wspomniałam o skintonie, to jeszcze podzielę się taką wyszperaną w Internecie ciekawostką, przydatną dla uzdolnionych plastycznie czytelników: Skin Tones Tutorial in Photoshop.



 

czwartek, 7 lutego 2013

Puchowy śniegu tren, Kaj i sekretny język

Zima - klasyka gatunku. Taka Kubusiowo Puchatkowa:

Im bardziej pada śnieg,  
       Bim-bom * 
Tym bardziej prószy śnieg, 
 * *   Bim-bom 
Tym bardziej sypie śnieg 
Bim-bom  * * *
Jak biały puch z poduszki. 
I nie wie zwierz ni człek, 
* * * *  Bim-bom 
Choć żyłby cały wiek, 
Bim-bom * * * * *
Kiedy tak pada śnieg, 
* * * * * *  Bim-bom 
Jak marzną nam paluszki. 

I nawet lalek do mnie zjechał zimowy, tylko z fotografowaniem bieda - światła tyle, co w igloo... Robię zdjęcie pudełka, bo nie myślę czekać z otwarciem go na zmianę pogody. Niecierpliwie dobieram się do zawartości. Czytam właśnie "Zamieć śnieżną i woń migdałów" Camilli Läckberg, myślami jestem na wysepce Valön, więc jasnowłosy, niebieskooki przybysz zostaje Skandynawem i otrzymuje imię Kaj.

Śnieg gęstnieje, robi się jeszcze ciemniej i aparat wędruje do futerału. 
Wobec powyższego biorę się za uzupełnianie lalkowego słowniczka, co skłania mnie do studiowania teorii maszyn i mechanizmów, ze szczególnym uwzględnieniem  par kinematycznych i przegubów;)

wtorek, 5 lutego 2013

"Yeolume" znaczy "owoc"

W grudniu 2012 r. Ars Gratia Artis (czyli Sztuka dla Sztuki) Company, odpowiedzialna za design kolejnych członków pullipowego rodu, przedstawia na pokazie w Tokio prototyp lalki. Jej wygląd zostaje utrzymany w tajemnicy, obowiązuje zakaz fotografowania.
7 stycznia 2013 r.  AGA zamieszcza na swojej fejsbukowej stronie intrygujące pytanie:
Gdyby Pullip była matką, jak wyglądałaby jej córka?


Poruszeni internauci okazują się niezbyt pomysłowi, za to usiłują dociec, kim jest sprawca całego zamieszania. Pada stwierdzenie: Taeyang musi mieć złamane serce, jeśli to nie on jest ojcem. (Swoją drogą, musiałby zostać tatusiem w wieku 11 lat;)
Rozpoczyna się STOPNIOWANIE NAPIĘCIA...
11 stycznia - AGA uchyla rąbka tajemnicy, pokazując lalkę... odwróconą tyłem. Uwagę ciekawskich zwraca piękny, długi wig i kolana bez widocznych jointów.


17 stycznia - projektant oficjalnie potwierdza, że córka Pullip będzie miała nowe, odmienne ciało.
18 stycznia - miłośnicy Pullip poznają wreszcie imię jej córki: Yeolume, co po koreańsku oznacza owoc. Mogą się też dokładniej przyjrzeć cienkim, długim i giętkim nóżkom.


21 stycznia - fani widzą kawałek twarzyczki i dowiadują się, że lalka będzie przypominać wzrostem 
Dal i Byul. Skwapliwie upewniają się, czy będzie ją można "przesadzić" na ich ciałka.


25 stycznia - długo oczekiwane pierwsze zdjęcie buźki Yeolume. Maleńkie. AGA daje do zrozumienia, że Taeyang JEST ojcem. Sceptycy sugerują ojcostwo Namu. Zawód: lalka rozejrzy się na boki, ale nie będzie zamykać oczu.



Ten sam dzień - duże zdjęcie Yeolume. Burzliwa dyskusja. Zachwyt przeplata się z rozczarowaniem.


26 stycznia - promocyjne wideo i grad pytań o ciało nowej lalki.
28 stycznia - ujawnienie wymiarów ciałka:
Obwód:
piersi : 8cm
talii : 6.5cm
bioder : 9cm
uda : 5.5cm
łydki : 4.5cm
ramienia : 3cm
Długość:
ręki : 8cm
ciała od szyi do stóp : 18cm
od talii do stóp : 13cm
od bioder do stóp : 10.5cm
stopy: 2cm




1 lutego - AGA zapowiada preorder, pozwalający zaoszczędzić 10 %. Wpłaty będą przyjmowane na początku miesiąca, a lalka w regularnej cenie pojawi się 22 lutego. Wartość Yeolume bez zniżki wyceniono na 98 dolarów.


4 lutego - ogłoszenie Yeolume Fan review event: 8 lutego AGA wybierze 8 osób, które dowiodą, że lubią i umieją fotografować lalki - otrzymają one za darmo "egzemplarze recenzyjne" Yeolume.
Szczegóły podaję w oryginale:
 「Yeolume Fan review event 」
Before the release of Yeolume, we would like some of our fans to review her! We will be giving out 8 Yeolumes out to our fans on Facebook that loves to play and take photos of dolls.
<What>
We want our selected fans to review Yeolume. Take photos maybe dress her up and down and share with others on Facebook.
<How to>
(1) Send us some screenshots of your doll posts on Facebook(personal page or group), We would like someone who's active and likes to take photos.
(2) Write you Name/ Facebook page on the Email.
EMAIL : pullip@pullip.net
<When>
Until Feb 8th (UTC+09:0)
We will PM the selected reviewers and send Yeolume within this week. *Shipping cost will be on us.


Wszystkie materiały promocyjne, wykorzystane przeze mnie w celach poglądowych, są własnością Cheonsang Cheonha i pochodzą ze strony http://www.pullip.net